21.03.2011 13:43
Powrót do życia - 20.03.2011
Po wielu wydatkach, naprawach, modyfikacjach i godzinach spędzonych w garażu moja GPZ na nowo obudziła się do życia.
Tydzień wcześniej (12.03.2011) – Sobota, godzina 13:00.
Piękne słońce i wysoka temperatura (jak na polski biegun zimna)
zapowiadały, że na ulice wylęgną wyposzczeni motocykliści głodni
jazdy i nowych przygód. Już w drodze do warsztatu mijałem
się na skrzyżowaniu z motocyklistą dosiadającym CBR 929. Na jego
twarzy gościła radość i szeroki uśmiech od jednego do drugiego
krańca wizjera. Wiosna pełną gębą. Cały dzień zszedł na malowaniu
kolejnych elementów mojej GPZ. Motywacją do pracy był ryk
przejeżdżających obok maszyn wszelkiego typu, od skuterów
dosiadanych przez małolatów, przez sportowe przecinakach
na cruiserach i ich kierowcach
z wąsem kończąc. Jeszcze
trochę, jeszcze chwila i ja także dołączę do grona jeżdżących.
Nie mogę się doczekać ;)
W trakcie tygodnia wszystkie elementy były polerowane i sukcesywnie, jeden po drugim przykręcane do motocykla. W czwartkowe popołudnie przykręcony zbiornik i naładowany akumulator pozwoliły mi na obudzenie moto-serducha po 4 miesięcznym śnie. Chwila kręcenia rozrusznikiem i już po chwili GPZ wesoło pyrkało na wolnych obrotach i nabierało temperatury. Nie mogłem się oprzeć tej pokusie. Tak jak stałem wsiadłem na motocykl pozbawiony owiewek oraz świateł i wyjechałem z podwórka na boczną, mało ruchliwą uliczkę. Zawrotna prędkość 30km/h sprawiła, że wiatr zerwał mi kaptur z głowy i wyciskał łzy z oczu. Cieszyłem się jak małe dziecko. Przed pierwszym skrzyżowaniem zrobiłem nawrót i wróciłem do domu. Pierwsze 700m w tym sezonie już nawinięte na koła ;) Pod garażem zrobiłem jeszcze przygazówkę pod czerwone pole. Ryk z dwóch wydechów spłoszył kota siedzącego na pobliskim pieńku oraz wrony z okolicznych drzew. Poziom adrenaliny w mojej krwi momentalnie podskoczył. Gdy zsiadłem z motocykla ręce delikatnie trzęsły się pod wpływem emocji.
Niedziela to ostatni dzień i ostatni, główny element przykręcony do GPZki. Myślałem, że na tym będzie koniec prac lecz zostałem niemiło zaskoczony. Kawa nie chciała gadać, powodem były pokręcone przewody paliwowe i nieszczęsny filtr paliwa który nie doprowadzał do gaźników benzyny. Ponowna rozbiórka motocykla do rosołu i zabawa z układem paliwowym sprawiły, że zmierzch zastał mnie w garażu. A przecież jest niedziela! Jak to mówią starzy górale „niedziela – dzień cwela”. Motór nie chodzi to trzeba robić. Na szczęście pomocną dłoń wyciągną do mnie ojciec i z jego pomocą ukończyłem prace. Pozostało tylko wymienić przytarty kierunkowskaz, zatankować i cieszyć się nowym sezonem.
Katecheza na dziś: Motocyklista na wiosnę jest wyposzczony jak sexoholik po półrocznym celibacie…
Komentarze : 5
Pamiętaj abyś dzień święty święcił !
fajniee :o
am
To Twoja kawa jest w końcu czerwona czy turkusuwa, czy też zmieniłeś ją tymi pracami w kameleona ?
: ) Pzdr
ładna ! ( o ile to ona )
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (4)
- O moim motocyklu (3)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)